5 lutego 2016

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY SIÓDMY




   Nie komentujmy tego, co się tutaj wydarzyło. 2,5 miesiąca? Nie to się nie wydarzyło, a nawet jak się wydarzyło, to chcę to wyprzeć z pamięci. 
   Teraz wiem przynajmniej po zaliczonej sesji, co to znaczy prawdziwe studiowanie i te całe egzaminy. Jeden z jedenastu semestrów zaliczony, więc teraz aby do przodu, choć łatwo nie będzie, ale walczę dalej. Walczę do końca :D

   Manka

PS. Jessica też walczy :)

**** **** **** **** ****

   Jessica otworzyła powoli oczy i na chwile świat zawirował. Poczuła na sobie delikatny materiał pościeli i automatycznie zerwała się do pozycji siedzącej. Przez ten gwałtowny ruch, jej głowę przeszył ból. Dopiero po chwili zobaczyła obok siebie Philipa, który spoglądał na nią wielkimi, przestraszonymi oczami.
- Hej, wszystko w porządku – powiedział cicho i położył jej dłoń na ramieniu.
- Co się stało? Dlaczego jestem w szpitalu? – zaczęła wypytać rozglądając się dookoła.
- Miałaś wstrząs mózgu. Matt cię uderzył, tak że uderzyłaś o ścianę.
- Słucham?! – podniosła głos.
- Nic nie pamiętasz? – zdziwił się chłopak i spojrzał podejrzliwie na przyjaciółkę.
- Byliśmy na imprezie, tańczyłam z wami na parkiecie, ale zachciało mi się pić i zeszłam na chwilę z Davidem – streściła, wysilając przy tym umysł. Po chwili podniosła dłoń do bolącej głowy i poczuła szorstkość bandażu.
- Potem spotkaliście Matta, a jeszcze potem David wyniósł cię na dwór. Byłaś wtedy przytomna, nie pamiętasz tego?
Jess pokręciła przecząco głową, a po chwili do sali wszedł wysoki mężczyzna w białym fartuchu, a zaraz za nim Victoria, na której twarzy widniało zmęczenie. Miała podkrążone oczy, spierzchnięte usta i włosy w nieładzie.
- Witaj Jessico, nazywam się Louis McKinley i jestem twoim lekarzem – przedstawił się mężczyzna. – Jak się czujesz?
- Trochę boli mnie głowa i to dziwne pulsowanie przy skroni.
- To normalne po wstrząśnieniu mózgu. Podamy ci leki, a po paru dniach to całkowicie minie. Nie jest ci niedobrze albo słabo?
- Nie, wszystko jest w porządku.
- Ona nie pamięta niczego co działo się jak straciła pierwszy raz przytomność – wtrącił Philip.
- To normalne, ale przejdzie. Odzyska tę część pamięci, tylko potrzeba czasu i odpoczynku – wytłumaczył lekarz. – Dlatego nie męczcie jej za bardzo. Zaraz przyjdzie pielęgniarka, żeby podać ci leki przeciwbólowe – poinformował ich i wyszedł na korytarz.
- Jak dobrze, że nic ci nie jest – Victoria przytuliła blondynkę z całych sił.
- Ale zaraz chyba mi będzie, jeżeli zaraz mnie nie puścisz. Ja się duszę – wyszeptała dziewczyna.
- Już cię puszczam – odsunęła się od niej brunetka i usiadła na krześle. – Na pewno wszystko w porządku?
- Tak, a powinno być źle?
- No nie, tylko ...
- Tylko co? – zdziwiła się.
- Byłaś nieprzytomna całą noc i teraz połowę dnia.
- Że słucham, że ile? – próbowała zachować spokój.
- Tyle ile słyszałaś, lekarze nie chcieli nic mówić, a my myśleliśmy, że to coś poważnego.
- A gdzie David? – zapytała po chwili Jessica i spoglądała na dwójkę przyjaciół. Przy okazji zaskoczyła ich tym pytaniem, bo szybko spojrzeli po sobie i próbowali udać, że nie słyszą pytania. – Gdzie jest David? – powtórzyła jeszcze raz pytanie. – Nie patrzcie tak po sobie, tylko raczcie mi odpowiedzieć na to pytanie.
- To nie jest najlepszy moment na tą rozmowę – przygryzła wargę Victoria. – Musisz odpoczywać, a on niedługo przyjdzie... chyba – ostatnie słowo wymamrotała pod nosem.
- Zapytam po raz trzeci, gdzie jest David? – nie odpuszczała przyjaciołom, a Philip spojrzał na Victorię i jedynie wzruszył ramionami, że nic nie poradzą.
- No, więc – zaczął chłopak. – Dav ... – zamyślił się jak to ładnie ująć w słowa.
- Co Dav?! – podniosła głos, bo już nie wytrzymała.
- Jak zabrało cię pogotowie, tak się wkurzył, że wpadł do klubu i w mgnieniu oka dorwał Matta. Nie zważał na to, że już wcześniej go uderzył. Tym razem kierował nim taki gniew, że złamał mu szczękę. Nie zdążyliśmy go zatrzymać, był za szybki, a po chwili pojawiła się na miejscu wcześniej wzywana policja i zamiast Matta zgarnęli Davida – powiedział Philip, a potem spuścił wzrok.
- Że słucham?! – krzyknęła Jess i zerwała się z łóżka.
- Uspokój się – próbowała ją zatrzymać Victoria. – Roberto i Francis próbują go wyciągnąć.
- A co mnie to obchodzi?! – wkurzyła się i wyszła z sali.

   Nie zdarzała na ból, po prostu szła przez środek korytarza szukając drzwi do gabinetu doktora McKinleya. Kiedy zauważyła odpowiednią blaszkę, zapukała i weszła do środka.
- Chce wyjść ze szpitala na własne żądanie – zaskoczyła tym zdaniem mężczyznę. – Dajcie mi potrzebne leki, cokolwiek, ale nie zatrzymujcie mnie.
- Jessico, powinnaś leżeć. Wstrząs mózgu i rozwalona głowa, to nie są żarty. Co najmniej do jutra powinnaś zostać w szpitalu. Dlatego proszę wróć do sali, a jutro rano zabierzemy cię na badania i cię wypiszę.
- Jutro może być za późno, potrzebuje wyjść dzisiaj. Panie McKinley jeśli trzeba wrócę na te badania jutro, ale w tym momencie muszę wyjść i to jak najszybciej.
- A co skłoniło cię do takiej decyzji, co jest ważniejsze od twojego zdrowia? – zapytał na spokojnie lekarz.
- Drugi człowiek – powiedziała, coraz bardziej się niecierpliwiąc. – Gdzie mam podpisać, żeby móc wyjść?
- To twoja ostateczna decyzja? – zapytał z nutką nadziei, że może jednak uda się ją zatrzymać.
- Tak – odpowiedziała przez przemyślenia tego. – Gdzie podpisać?
- Robisz to na własną odpowiedzialność, jeżeli coś się stanie, nie ponosimy za to odpowiedzialności. Wiesz o tym? – spojrzał na blondynkę podsuwając deklarację na brzeg biurka.
- Wiem o wszystkim – szybko złożyła dwa podpisy. – Jutro stawie się na badaniach.
- Ósma rano u mnie – dodał szybko, a potem usłyszał jedynie zamykające się drzwi, bo dziewczyna już szła szybko z powrotem do sali. Nie zwracając uwagi na oszołomionych przyjaciół, zgarnęła z podłogi torbę z ubraniami, którą przywiozła Victoria, i weszła do łazienki.


   Starała się nie robić chaotycznych i raptownych ruchów, jednak tempo nie należało do najpowolniejszych. Przebrała się z piżamy w normalne ciuchy, związała włosy i poczekała aż pielęgniarka wyjmie jej wenflon.
- Jessica, co ty robisz? – zapytała zdziwiona Victoria.
- Muszę coś załatwić. Zabierzesz moje rzeczy? – zapytała wskazując na bałagan jaki pozostawiła.
- Jasne, ale co zamierzasz...?
- Chyba ktoś mnie potrzebuje – powiedziała i wyszła z sali, a potem ze szpitala.
- Hej, poczekaj – dobiegł do niej Philip. – Jesteś pewna, że to jest dobra decyzja?
- Innej nie ma – spojrzała na niego. – Jeżeli nie zareaguje w tym momencie, to możemy wszyscy mieć problem.
- Czyli co? – zdziwił się.
- To znaczy, że wasza kariera się skończy – spojrzała na niego smutnymi oczami. – To będzie koniec „The Lost”.
- Niby czemu? Skąd to wiesz?
- Znam swojego byłego – przygryzła dolną wargę i spojrzała na parking w poszukiwaniu taksówki.
- Więc powtórzę pytanie Victorii: co zamierzasz?
- Muszę pogadać z Mattem – powiedziała i dojrzała jedną z wolnych taksówek.
- Nie ma mowy – Philip złapał ją za dłoń. – Nie pojedziesz do niego, to jest ostatnia osoba, z którą powinnaś się teraz widzieć.
- Phil nikt cię nie pyta o zdanie – odwróciła się do niego. – Więc z łaski swojej puść moją rękę.
- Dobra, ale jadę z tobą – postawił na swoim i ruszyli razem w stronę jego samochodu.




Obserwatorzy